Zostań w domu

Zostań w domu

Mamy dziś piękny wtorek. Jasny, niebieski, bezchmurny. W taki dzień, gdy mamy ochotę wyjść z domu i spotkać się ze znajomymi, pojeździć na rowerze czy po prostu przejść się na spacer, warto powspominać. Warto przypomnieć sobie, że jeszcze kilka miesięcy temu wiele aktywności było limitowanych. W mediach pojawiały się informacje o ograniczeniach związanych z pandemią. Z wiadomości dowiadywaliśmy się, jak skutecznie unikać kontaktu i zakładać maseczkę. Przekonaliśmy się, że chociaż na świecie istnieje tak wiele różnych przyrządów stworzonych do tego, by je złapać, takie jak klamki, krany czy uchwyty w tramwajach, możemy się bez nich świetnie obyć. Pisałem o tym wcześniej, jeszcze przed koronawirusem, że im mniej dotykania w Twoim życiu, tym lepiej – w końcu dotyk to sposób na przenoszenie bakterii i innych drobnoustrojów.

Teraz wszystko się zmieniło.

Ograniczenia zostały zdjęte. Maski nie są już wymagane w wielu miejscach. Coraz więcej osób udaje się do galerii handlowych. Nie chcemy trzymać się 2 metry od innych, zasłaniać nosa i ust. Wróciliśmy na wesela, chodzimy razem na imprezy. Kościoły, puby, restauracje i hotele pękają w szwach.

Pamiętasz, jak to było, gdy musieliśmy zostać w domu?

Ja nie.

Wiesz, dlaczego?

Bo nie przestaliśmy musieć.

Spójrz na statystyki. Blisko 47 tysięcy zarażonych, prawie 1800 zmarło. Wejdź do internetu i zerknij na krzywą liczby potwierdzonych przypadków koronawirusa każdego dnia. Od początku lipca średnia liczba nowo rozpoznawanych każdego dnia przypadków zwiększa się. Wszyscy daliśmy się złapać na to, że można było zacząć wychodzić i czuć się swobodnie – tak, jak przed epidemią. Złapaliśmy się na to, jednak gdy przestawały obowiązywać kolejne ograniczenia, jedno pozostało. Takie małe. Drobne. W zasadzie nawet nie było ograniczeniem, a raczej dobrym hasłem:

Zostań w domu.

To hasło ciągle jest aktualne, ponieważ w przeciwieństwie do innych krajów Europy, zwłaszcza Zachodniej, w Polsce nigdy nie skończyła się pierwsza fala epidemii. Mówimy o drugiej, która ma się wydarzyć na jesieni, ale to nie do końca prawda, że ona będzie druga: będzie nasileniem tej fali, która ciągle wzbiera. Autobus zwany koronawirusem ciągle powoli przyspiesza, a na jesień wbije wyższy bieg. Ograniczenia prędkości, które mu nałożyliśmy social distancingiem i maseczkami, przestały go obowiązywać. Gdy tylko wjedzie jesienią na autostradę, pogna na złamanie karku.

Nie czekaj na niego na przystanku.

Zostań w domu.

Share:

Leave A Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *