Dla lekarza pracującego za granicą zwrot pieniędzy za studia w Polsce to żaden problem

Dla lekarza pracującego za granicą zwrot pieniędzy za studia w Polsce to żaden problem

Pokrótce Ci wyjaśnię, Czytelniku, na czym polega wewnętrzna sprzeczność w rządowym podejściu do tematu wyjeżdżających lekarzy. Załóżmy na chwilę, że wszystkie studia są bezpłatne oprócz studiów medycznych – w sensie, lekarskich. W tym tekście nie odnoszę się jednak do podejścia do problemu, które prezentuje obecny rząd – on po prostu kontynuuje politykę zdrowotną uprawianą przez poprzednie rządy. Z jednej strony PiS miał pecha, że ignorowanie tematu przelało czarę goryczy za jego kadencji, z drugiej strony mają w swoich szeregach wielu inteligentnych ludzi, którzy powinni byli przewidzieć taki bieg wydarzeń. Poniższy tekst odnosi się więc do problemu, z którym porządku nie chciała zrobić żadna partia od ćwierćwiecza.

Koszt studiów lekarskich to 180 tysięcy złotych.

Nie koszt całkowity! To kwota, która wykłada państwo. Jak to policzyć? Bardzo prosto: wielu moich kolegów było na studiach niestacjonarnych, to znaczy musieli płacić za każdy rok. „Największe” przedmioty kosztowały 12 tysięcy na rok, ale to te, które zajmowały większość godzin, jak anatomia na pierwszym roku. Koszt kolejnych lat to ok. 20-30 tysięcy. 180 tysięcy to kwota trochę wyższa niż w rzeczywistości, ale to tzw. wariant pesymistyczny.

Ile lat będę potrzebował na zarobienie tej kwoty w Polsce? Jako stażysta – czyli lekarz z pełnym prawem wykonywania zawodu – zarabiałem na początku poniżej minimalnej krajowej (od netto trzeba było jeszcze odjąć składkę na izbę lekarską). Po kilku miesiącach pensja została podniesiona, więc było jakieś 40 złotych powyżej minimalnej. Biorąc pod uwagę, że fartuch, stetoskop, buty, często i ciśnieniomierz (!!!), a także podręczniki (by tylko wspomnieć Szczeklika za 300zł, Wielka Interna między 2000-2500) kupuje się samemu, jesteś w stanie pracować na stażu, gdy masz bogatego partnera lub wsparcie z domu. Ta zasada działa u mnie i u wszystkich moich znajomych. Ci bez tego i tego dorabiają w weekendy.

Konkluzja: przez staż nie możesz odłożyć na spłatę tych 180 tysięcy.

Teraz weźmy wariant bardzo optymistyczny, czyli podwyżkę dla rezydentów + najlepsze możliwe warunki, tj:

  1. Wybraliśmy specjalizację deficytową.
  2. Podpisaliśmy lojalkę: przez 2 lata będziemy pracować w Polsce.
  3. Jesteśmy po 2 latach specjalizacji.

W tym momencie będziemy zarabiać na rękę ok. 4000zł. Wariant początkowy przez 2 pierwsze lata, bez „wspomagania” lojalką, to 2550zł.

Pensja lekarza rezydenta na start w Niemczech – na rękę – to ok. 2500 euro podstawy. Jednak w porównaniu do szpitali w Polsce, które zawsze płacą minimum, szpitale niemieckie często oferują wyższe stawki, by skusić pracownika – i tak np. mój kolega dostał na start 4000 euro na rękę. W Niemczech podręczniki są bezpłatne, udziały w konferencjach – bezpłatne (koszt to setki/tysiące złotych), hotel i dojazd na konferencję – bezpłatne. W Niemczech dostajesz urlop na konferencję, w Polsce bierzesz własny.

To oznacza, że w Niemczech de facto odchodzą nam wszystkie obowiązkowe, dodatkowe koszty, które ponosi lekarz.

Weź pod uwagę, że pomijam tu kwestię wynagrodzenia za obowiązkowe dyżury.

Widzisz już, na czym polega sprzeczność w polskim podejściu do wyjazdu lekarzy?

Pracując w Niemczech, jestem w stanie spłacić studia w Polsce bez żadnego problemu. Jeżeli będę bardzo chciał i brał więcej dyżurów, uwinę się w 2 lata. Pracując w Polsce, spłacę je w 10 lub więcej lat. Problem jest o tyle istotny, że po podwyżce rezydent ma perspektywę zarabiania więcej od specjalisty: rezydentowi płaci ministerstwo, specjaliście natomiast szpital, zatem po zakończeniu specjalizacji należy się liczyć ze spadkiem przychodów.

Załóżmy, że spłaciłem studia, pracując w Niemczech.

Czy o to chodzi Polsce, by lekarze oddali za studia?

Byśmy powiedzieli sobie „cześć”, dali buzi i rozstali w zgodzie? Czy Polska kształci obywatela po to, by oddał pieniądze za wykształcenie, czy po to, by mieć wykształconego obywatela? Widzisz, Czytelniku, z „oddajcie pieniądze za studia” wynika ten pierwszy, groteskowy powód. Widzisz już, że dla nas to żaden problem, by wyjechać i oddać. Widzisz też, że nie o to tu chodzi, lecz o to, by obywatel został. Co więc Polska robi, by obywatel został?

Nic.

Dosłownie, od lat przecież ochrona zdrowia uważana jest za nierozwiązywalny problem. Wszystko oczywiście rozwija się o pieniądze, których po prostu nie ma: mamy najniższe stawki dla lekarzy w Unii Europejskiej (kilka miesięcy temu nasi wschodni sąsiedzi stwierdzili, że lekarze im wyjeżdżają, więc podnieśli pensje o 100%). Ostatnio znajoma pielęgniarka pochwaliła mi się, że zwrócił się jej kurs – za podniesienie kompetencji dostaje w końcu więcej pieniędzy. Zwrócił się jej… po 8 latach pracy. Polskie warunki pracy, pensje i perspektywy są bezkonkurencyjne względem pracy na Zachodzie.

W negatywnym znaczeniu.

Share:

Leave A Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *